Gdyby ktoś zadał mi to pytanie jeszcze jakieś 8
miesięcy temu to bym odpowiedziała bez zastanowienia, że stajemy się rodzicami
w chwili narodzin pierwszego dziecka. Teraz, będąc w 8 miesiącu ciąży, mam inne
zdanie. W ogóle zauważyłam, że ciąża zmienia wiele poglądów, przewartościowuje
pewne sprawy, zwłaszcza dotyczące rodziny.
W pewne listopadowe popołudnie zrobiłam test
ciążowy – pokazał 2 kreski. Z radości i lekkiego niedowierzania zawołałam męża
do łazienki, aby sam zobaczył – tak: 2 dobrze widoczne kreski. Było popołudnie,
a słyszałam, że najlepiej robić test rano, zaraz po wstaniu. Ale ja do rana
czekać nie chciałam – 2 kreski: jestem w ciąży!!! Chociaż miałam drugi test w
szufladzie to go nie użyłam ani tego samego dnia, ani kolejnego. Po kilku
chwilach dotarło do mnie, że noszę w sobie dziecko i od tej pory nie miałam do
tego już żadnych wątpliwości, więc po co drugi test. Zaczęłam się tylko
zastanawiać nad terminem pójścia do ginekologa. Powiem szczerze, że nie
spieszyło mi się zbytnio. Wiedziałam, że muszę brać kwas foliowy (już kilka
miesięcy wcześniej zaczęłam go brać) i dbać o siebie. Dodatkowo czytałam, że
nie ma co za wcześnie iść do lekarza, bo po 1) może być za wcześnie, aby
potwierdzić ciążę poprzez badanie ginekologiczne czy USG, a po 2) serduszko
maluszka zaczyna bić ok. 6 tc., więc najlepiej pójść po tym czasie. Wiele
kobiet idzie w 4 czy w 5 tc. i słyszą od lekarza: „Jest ciąża, ale musi pani
przyjść za 2 tygodnie, abyśmy sprawdzili czy bije serduszko. bo jeszcze nic nie
ma”. I wtedy te 2 tygodnie czekania są dla kobiety męczarnią, gdy ciągle myśli
o tym, czy na kolejnej wizycie serduszko będzie już biło. Aby nie przeżywać
takich katuszy ja zdecydowałam się na wizytę położniczą (dopiero wtedy dowiedziałam
się, że wizyta „w ciąży” nazywa się położnicza, a „nie w ciąży” ginekologiczna
– człowiek uczy się przez całe życie;)) dopiero w 8 tc.
I nadszedł 13 grudnia, piątek późnym wieczorem.
Pani ginekolog już przy badaniu potwierdziła ciążę. Następnie zaprosiła mnie do
drugiego gabinetu na USG, a po drodze zgarnęła mojego męża z korytarza słowami:
„Chce Pan być przy USG?” Mój mąż tylko kiwnął głową i zdezorientowany pokroczył
za panią doktor. Ja chyba byłam bardziej zdziwiona, niż mąż, że pani ginekolog sama
zaprosiła męża – że w ogóle w korytarzu go wyhaczyła. Przed wizytą odwiedziłam
mnóstwo portali parentingowych, gdzie mamusie wypowiadały się, że ginekolog
zgadzał się na tatusiów dopiero od USG przez brzuch, a przy tym pierwszym
niekoniecznie.
A u nas było inaczej: pani ginekolog nie tyle co
się zgodziła, co sama wyszła z inicjatywą. Na dodatek nie znała nas i nawet nie
miała pewności czy to ojciec dziecka, a nie np. brat;). Ale może rozpoznaje
tatusiów na kilometr;).
Podczas USG ekran początkowo był skierowany w
stronę mojego męża. Pani doktor tłumaczyła mu: „Niech tatuś się przyjrzy, tutaj
jest główka dzidziusia, a tutaj pupcia. A teraz pokażemy mamusi…” i ekran
przekręcił się w moją stronę i po raz pierwszy zobaczyłam moje dziecko. Wtedy
miało ok. 2 cm i tylko główkę i pupcię, ale zakochałam się w nim od pierwszego
wejrzenia;). A gdy usłyszeliśmy bicie jego serduszka to łzy napłynęły nam do
oczu. W drodze powrotnej do domu ciągle oglądaliśmy zdjęcia z USG i
powtarzaliśmy w kółko: „to główka, a to pupcia”, „niech mamusia spojrzy”,
„niech tatuś spojrzy jaki śliczny dzidziuś”;).
Pojawienie się dzidziusia w brzuszku zmienia
zdanie na pewne tematy. Pomimo, że mój maluszek jeszcze się nie urodził to ja
nie mam żadnych wątpliwości, ze matką jestem już teraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz